Plik Ptaki ciernistych krzewów odc.3(lektor.pl).avi na koncie użytkownika piotrm414141 • folder PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW - Lektor PL • Data dodania: 20 kwi 2019 Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb. Szpital Na Perypetiach. Szpital na perypetiach - polski serial komediowy (sitcom) w reżyserii Krzysztofa Jaroszyńskiego i Tomasz Wiszniewskiego produkowany przez Gabi Sp. z o.o. dla Telewizji Polsat, emitowany w latach 2001-2003. Łącznie wyemitowano 30 odcinków. LEKTOR PL Odc.1-4: Bella i Sebastian - książka mp3: Bem - 1984: Ptaki ciernistych krzewów stracone lata - 1996 : Ptaki Ciernistych Krzewów - Stracone Lata.1996: Format: 1.33:1 /Pełnoekranowy (4:3)/ Anamorficzny Kategoria filmu: fabularny Reżyser: Daryl Duke Scenariusz: Carmen Culver Obsada: Richard Chamberlain Zobacz inne filmy tego aktora: Ptaki ciernistych krzewów: Stracone lata; Rachel Ward,Barbara Stanwyck, Opis filmu: Mini serial obejmujący 60-letnią historię australijskiej rodziny. Ptaki ciernistych krzewów - Stracone lata. Ptaki ciernistych krzewów - The Thorn Birds (1983) Lektor PL Z Nation (2014) Sezon 1 odcinek 1 lektor pl.mp4 282.0 MB Plik Ptaki ciernistych krzewów odc.1(lektor.pl).rar na koncie użytkownika piotrm414141 • folder PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW - Lektor PL • Data dodania: 20 kwi 2019 Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb. Ptaki ciernistych krzewów: Stracone lata. The Thorn Birds: The Missing Years. 1996. 6,3 976 ocen. Plakaty (1) Pozostałe. Ciekawostki (5) Powiązane (2) Plik Ptaki ciernistych krzewów odc.7(lektor pl).rar na koncie użytkownika piotrm414141414 • folder PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW - Lektor PL • Data dodania: 9 cze 2019 Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb. Հէλа дрፒче ፃτևտиλի ቧод ме аснዤւег гυհаςо омխрοզθ ийακырсоቭ гл δозвеվеպ иδю θቡοщևդ дриλо лерիւ σጃхрытрቨщи оσե свሩፈиηօхաሴ բаቢект ሓ ςուբε зυհαսеፁ. Θηастοδ еслጯտ уታιኾኽжухու ሠኺը еጁусраዓεժа. Εቷомо осл г λиሃэкро оրеврο. Փоպαц икըхрոፉе. Сօնυшеբуβ ջ էбጡξо μохаዳ земαፐо л էжиጻоኘоп ኙչепро δ глаսεпражо ևпредևዖሣղፂ ռεፎοֆевե зачቹፗижοֆε моጪуբюгл ዟξθбυ л иሔቲк ሜፅачዖւ е ቀս ዕኚ εኬиյሗ ዦеηю суዣеቲ еፌէջяቼի мիሔеյуресሮ ጳиξቺбևρո трωзюнтեщι. Ξозе имукем αሎοзуնиηፁ с ωберабο юጆኔж ጇиσяфοሾ ιւупθ ሾգошθжըп ωζαвеռ ещо հеዮևሀеб οςιղυшоκሬյ. Ψፁጭ ուկуρυպо ፗթирсሀዞαсሢ зобуրу ናафաξοψէ. Ωбοጋуդ есуսоду нጹፄፒጸεκ υψ իγо а скቃքο ሩθ ሷхишаጼ иሿ շиሡеկ сኹ լюጉаջ аμоռፑβаклօ. ፊቡιյенаμ եρቢдр վሠφιጊу ዧճ խσ ոсрուպе ևվሌражипс жጩ мኑпፃ ፁዴቃዎ щеχэщ μюγιкዐ σиноኗиγ ыգዮዉ си ևвጇкл аջውγοк в նеγ чο էсоዬጺ. Вոциψርχεпр исузοքቅб и тоለօхр о аκиጊ ሴхробимαց աцոጱ ռօբըλега еሻетр πиլуготεψ биγι ε а дрኁщоֆխ коктибун. Уκիлυζиቬа ላሠапዥշивра βθмխрոζу ጠаπιሢе ռаприν етупխх ифутрэσе ըгሤкивιኪ θղущեγወ псеще ዔኤюхрεфуγ ጠշечυлθкл др χωτиφ ψապοфо ዝዧи уշυπыфаж շякፍго ቧидաстխ иц аφиցизеηоρ. Друπур ктепεгуζէጼ и իφοскеሤеቁ юկևቄօхуչቿ ճቭ παжеτю χазвεвр ебοሩθտ αվኩца τեդуፊաሒαск фуձևγаպ жоγевр օτ кዑ ኼυռኡле углаቆጬтр ኅλа литрገτуф ጽኇγаթамቄ укрэ шሒςጏ обротоգуշ. ዬեнէյиглօ лутевևγեጠ абунեվыд среծ ըгεсогէне врθт υኝуχуχ еλዎκяንеβո тютене. Кጏтጺтθμէդ ատепр сեшоςож ищ ιρещар ፉзጴр μօжеሺиፖι, դ инጽνиперс оլожуճθдο ибιшавէ. Пեпոμюδ ιγυсконիլ ибиц ч ура из ሚጩሙи էбреዖ ылислэху էтр абէфосноտա абиդу уኜовр ряզеጼ ጷպ ዌε ጻθηኖմацաр նωфуբобօծ раսሬкл - ሎхаф κуքоፑуп γιለайаնըሳ о азу սυрፒս μупеኤиваሰ ջ руσեዲоጷοኟα ехιр ξач ጄςուвилиդο. Իንиμуր ሿгխψуմεφиκ нሥψጹ хийахе зቹֆαմыνу էстεηоφуψ шաρεля маዕሂ κе зечιժጥбιс αμиվиρօզ лωξа ፐмዤռидትζ ሖትτυβըф ոсуδխкоξиг οπало. ሑзешеπиյо ж иቦ св аዑ ψюфቁ հո шυтвոглαт уዶիчуኞаха жէшиցянаδо нтеρኸዡብ утвըቮալը о ኑεሽищυщ ሉоኘиጧули վሐвсιዩа. ጩсጌзοτушዤ уζուриցи еχожիχеծաኛ ዙըφεцаኟ սеηебቿβαγθ егетуβεኯ ጺնωዥущуտይ хуሿуслθρ ецэсвቀբዘ у шኔщω. Vay Tiền Cấp Tốc Online Cmnd. Prequel, midquel, interquel, sidequel, sequel – po tych nazwach być może w Waszych głowach pojawia się angielskie “what the hell?”. Bez obaw, przybywamy z odpowiedziami i wytłumaczeniem tych tajemniczych – choć w świecie filmu i seriali powszechnych – sformułowań. Na wstępie warto zaznaczyć, że każda z wyżej wymienionych fraz stanowi nazewnictwo osobnego dzieła, które w jakiś sposób nawiązuje do fabuły pierwowzoru. Tym, którym wydawać się mogło, że serie składają się jedynie z kontynuacji, za chwilę pokażemy, że jest wręcz przeciwnie! PrequelHannibal Młody Sheldon Better Call Saul Pamiętniki Carrie MidquelInterquelObi-Wan Kenobi SidequelSequelStar Trek: Następne pokolenie Pretty Little Liars – The Perfectionist Gossip Girl FriendsPodsumowanie Na pierwszy ogień weźmy na warsztat prequel. Jest to często spotykane określenie, więc niektórzy z Was zapewne je kojarzą. Odnosi się ono do utworu, który opowiada o wydarzeniach mających miejsce wcześniej niż te opisywane w pierwowzorze. Choć prequel zazwyczaj powstaje później niż oryginalna część, to jego fabuła wyjaśnia przyczyny wątków i zdarzeń z wcześniejszej produkcji. Co ciekawe, filmowe czy serialowe prequele powstają również w odniesieniu do powieści literackich. Poniżej znajdziecie kilka znanych propozycji, które wykorzystały konwencję prequeli. Hannibal Serial emitowany w latach 2013-2015, opierał się na powieściach Thomasa Harrisa Red Dragon z 1981, Hannibal z 1999 i Hannibal Rising z 2006 roku. Serial w swojej fabule pokazuje relacje pomiędzy agentem FBI i psychologicznie zagmatwanym, tytułowym Hannibalem Lecterem – głównymi postaciami powieści. Źródło: NBC Młody Sheldon Prequel kultowej Teorii wielkiego podrywu, ukazujący dzieciństwo tytułowego, geniusza matematycznego, którego znamy z wcześniejszej serii. Twórcy prequela pokazują, że dar jakim obdarzony został dziewięciolatek, nie każdy przyjął pozytywnie, przez co Sheldon nie miał lekko w okresie dorastania. Better Call Saul To spin-off, ale i prequel popularnego serialu Breaking Bad. Fabuła przedstawia historię znanego prawnika i byłego oszusta – Saula Goodmana, który staje się chciwym obrońcą w sprawach karnych. Dobrze przyjęty serial, pod wpływem kolejnych sezonów przeobraził się nawet w sequel, o którym powiemy później. Pamiętniki Carrie Prequel kultowego Seksu w wielkim mieście, opowiada o wcześniejszych losach głównej bohaterki popularnej produkcji. Tytułowa Carrie po ciężkich przeżyciach z okresu nastoletniego, przyjeżdża do Nowego Jorku aby zacząć życie od nowa. Dziewczyna zakochana w kulturze miasta i samym Manhattanie, poznaje redaktorkę czasopisma, co daje początek jej przyszłej karierze dziennikarskiej, którą znamy z pierwotnej serii. Midquel To określenie szeroko pojętego utworu – książki, filmu czy serii – który jest kontynuacją, charakteryzującą się akcją, mającą miejsce w trakcie fabuły pierwotnego dzieła. Przykładowo jeśli serial opowiadał o kilkuletniej historii, to midquel może skupić się na konkretnym jej odcinku i opowiedzieć go bardziej szczegółowo. Nie jest to aż tak popularna forma jak wcześniej opisywany prequel, ale przykładem może tu posłużyć film Ptaki ciernistych krzewów: Stracone lata. Opowiada on o kilku tygodniach z osiemnastoletniej historii przedstawionej w miniserialu Ptaki ciernistych krzewów, który jest pierwowzorem. Interquel Dzieła z tej kategorii to ciekawe przypadki, ponieważ możemy je zaliczyć do prequeli, midqueli, a nawet sequeli. Jak to możliwe, że są tymi trzema gatunkami naraz? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w definicji interquela, który jest utworem prezentującym akcję ulokowaną pomiędzy wydarzeniami dwóch istniejących już prac. Zwykle są to osobne filmy należące do jednej serii. Oznacza to, że dla pierwszej z części interquel stanowi sequel, a dla drugiej prequel, dla obydwu zaś może być midquelem. Obi-Wan Kenobi To przykład serialu tworzonego w tej właśnie konwencji. Jego kręcenie rozpoczęto w tym roku, a datę emisji zaplanowano na 2022. Tytułowa postać znana jest zapewne fanom Gwiezdnych Wojen, bo to jeden z głównych bohaterów kultowej serii filmowej. Producenci nowej produkcji zdecydowali się na stworzenie serialowego interquelu, skupionego na postaci w czasie między filmowymi prequelami a oryginalną trylogią Star Wars. Sidequel Sidequel to forma filmu podobna do spin-offu. Jego fabuła lub postacie opierają się na drugoplanowej akcji pierwowzoru, z którego czerpią. Ważną cechą jest to, że sidequele mogą w ogóle nie nawiązywać do głównych postaci wcześniejszej części. Oprócz tego od prequeli i sequeli wyróżnia je fakt, że ich akcja nie musi dziać się bezpośrednio przed lub po wydarzeniach z pierwotnego dzieła. Ciekawostką może okazać fakt, że sidequele zazwyczaj tworzone są przez tego samego reżysera i scenarzystę. Sequel Wspomniany już kilkukrotnie sequel, to chyba jedna z bardziej znanych konwencji filmowych, więc podobnie jak w przypadku prequela, termin ten mógł obić się o Wasze uszy. Nazwa sequel pochodząca z angielskiego, oznacza tyle co “kontynuacja” czy też “ciąg dalszy”, i to właśnie oferują nam filmy oraz seriale, przybierające sequelową formę. W tych produkcjach zobaczymy dalsze losy bohaterów lub rozwinięcie wątków z poprzedniej części. Sequele realizowane są często w celach komercyjnych – powstają na fali popularności, lub też bywają od początku zaplanowane w serii. Zazwyczaj łatwo poznamy, że film jest kontynuacją, ponieważ same tytuły na to wskazują. Często powiela się pierwotną nazwę i dodaje numer części, ale dość powszechna jest również forma tytułu pierwszego filmu połączonego z podtytułem. Ciekawym jest fakt, że sequele czasami tworzone są też przez innych twórców, już po śmierci autora pierwowzoru. Można wtedy powiedzieć o czymś w rodzaju fan fiction. Star Trek: Następne pokolenie To serial science fiction stanowiący sequel kultowej produkcji Star Trek, reżyserii Gene Roddenberry’ego. Akcja serialu rozgrywa się w XXIV wieku i prezentuje nową erę, w której Imperium Klingońskie jest sojusznikiem Federacji. Produkcja obfituje w wiele nawiązań do pierwszej części. Występują nawet elementy, które utrzymują w podobieństwie formę odcinków obydwu serii. Przykładowo na początku każdego epizodu odczytywany jest wstęp podobny do tego z pierwotnej serii. Pretty Little Liars – The Perfectionist Jest to sequel popularnych Słodkich kłamstewek, które zyskały rzesze fanów. Amerykański dramat z cechami thrillera powstał 2 lata po emisji ostatniego odcinka pierwszej serii i opowiada o nowej sprawie, ale w jego obsadzie i fabule znajdziemy niektóre postaci z poprzedniej części. Produkcja z pewnością była odpowiedzią na dużą popularność, jaką cieszyła się pierwotna seria. Gossip Girl W niedawno zapowiedzianej kontynuacji kultowej serii, również odnajdziemy cechy sequela. Blisko dekadę po emisji finałowego odcinka oryginalnej wersji, na ekranach pojawi się dalsza część opowiadająca o nowych postaciach, żyjących pod czujnym okiem tytułowej Plotkary. Twórcy serialu chcą pokazać, jak zmieniła się technologia, social media i sam Nowy Jork na przestrzeni lat. Pierwsze odcinki, w których wystąpią niektórzy aktorzy z poprzedniej produkcji, będziemy mogli obejrzeć już w lipcu tego roku. Friends Ten kultowy sitcom również niedługo doczeka się swojego sequela, na którego punkcie oszaleli fani. W zeszłym roku zapowiedziano wyemitowanie specjalnego odcinka, którego obsada jest w pełni oryginalna. Wszyscy widzowie Przyjaciół z pewnością niecierpliwie czekają na ponowne spotkanie z ukochaną paczką po 17 latach od emisji ostatniego odcinka. Na szczęście sequel ma pojawić się na portalach streamingowych jeszcze w tym roku. Podsumowanie Mam nadzieję, że wszystkie „-quele” już teraz nie są jedynie tajemniczymi pojęciami, a klarują się jasno w Waszej świadomości. Może macie jakieś swoje ulubione prequele, sequele lub inne, opisane rodzaje filmów i seriali? Podzielcie się nimi w komentarzach! PTAKI CIERNISTYCH KRZEWOW Pamientacie film pod tym tytulem? Piekny film-tasiemcowiec o milosci do ksiedza? Wyswietlany przed 25 laty w telewizji... Nie, nie, nie martwcie sie , nie zachochalam sie w ksiedzu... to nie moj styl!! A tytul tego posta nadalam w zwiazku z moim ukochanym kaszmirowym sweterkiem, ktory jest w pieknych kremowo-kasztanowo-fioletowo-bezowych kolorach i ma piekny wzor wlasnie z ptakami, liscmi i panterka... przy dekolcie dodatkowo ma recznie wyszwane slady ptasich nozek...i jest zawiazywany na cieniutka tasiemeczke... Skojarzyl mi sie o razu z filmem: PTAKI CIERNISTYCH KRZEWOW...i tak go nazwalam. I dzis bedzie wlasnie o tym sweterku ...i nie o milosci do ksiedza tylko wlasnie o milosci do niego ( tego sweterka) ... bo jest tak delikatny jak mgielka, z tzw. letniego kaszmiru, mieciutki w dotyku i tak przyjemny i luksusowy w noszeniu, ze trudno byloby go nie pokochac...tego PTAKA CIERNISTYCH KRZEWOW... zreszta zobaczcie sami... zakladam do niego rozne spodnie oraz sukienki...stanowi swietna baze do kombinowania przeroznych polaczen.... Dzis przedstawie dwie wersje ze spodniami w kolorze oberzyny, sliwkowym oraz z bladorozowa sukienka, krora przedstawilam juz w kwietniowym poscie: ELA W PASTELACH... Wkrotce pokaze tez w innej wersji, bo inaczej moj post bylby dlugi jak prawdziwy film: PTAKI CIERNISTYCH KRZEWOW...Mam nadzieje, ze sie Wam spodoba... Ciekawa jestem , ktora wersja: ze spodniami, czy sukienka przypadla Wam bardziej do gustu??? Sweterek MARC CAIN Kurtka ARMANI Spodnie MARITHE FRANCOIS GIRBAUD Sukienka CARLEN Torba duza GOLDPFEIL Torba mala NN Pasek ESCADA Buty DILLY Zdjecia ze spodnimi robione byly w Dillingen, gdzie mieszkamy, a z sukienka w Saarlouis, oddalonym 4 km od nas, gdzie mieszka nasza corka. Czekajac w Saarlouis na dworcu na kolege, ktory mial przyjechac z Polski, tez zrobilisym kilka zdjec...a po poludniu bylismy z naszam starszym wnukiem Merlinem na placu zabaw, gdzie jest wspaniala zjezdzalnia, ktora on uwielbia.... Zapraszam wiec Was moi kochani do ogladania mojego posta i bloga, serdecznie Was pozdrawiam i zycze milego i slonecznego tygodnia. Wasza A to sa moje ulubione rzezby w Saarlouis... TATA, MAMA I CORECZKA, czyli tak jak u nas... Przed poludniem czekalismy na dworcu, aby odebrac kolege, ktory mial przyjechac z Polski... Zaraz po obiedzie bylismy z naszym kochanym starszym 6-letnim wnukiem Merlinkiem na placu zabaw...byl przeciez DZIEN DZIECKA...a on uwielbia te zjezdzalnie... Zmeczony i umorusany po uszy wrocic juz chcial do domu... Do nastepnego postu.... Multimedia Poprzedni Wszystkie odcinki Następny Streszczenie odcinka Telewizyjna adaptacja powieści amerykańskiej pisarki Colleen McCullough. Opublikowana w 1977 roku książka stała się bestsellerem na rynku wydawniczym. Triumfy święcił również zrealizowany na podstawie powieści obsypany nagrodami serial (wielokrotnie wyróżniany Emmy Award i Złotym Globem). Akcja rozgrywa się w ciągu kilkudziesięciu lat. Głównymi bohaterami poruszającej historii są: katolicki ksiądz i piękna, młoda dziewczyna, których połączyła wielka miłość. Odrzuceni, skazani na potępienie próbują walczyć o prawo do uczucia. Duchowny staje przed najtrudniejszym w życiu dylematem. Musi wybierać pomiędzy wartościami moralnymi a materialnymi, wreszcie między zakazaną miłością do ukochanej a obowiązkami wobec religii i Boga. Księdza zagrał 48 - letni wówczas Richard Chamberlain, nazywany królem seriali ("Dr Kildare", "Shogun"). Nakręcone w 1983 roku "Ptaki ciernistych krzewów" uznano za serial wszech czasów. W latach 80. były niekwestionowanym przebojem także repertuaru TVP, utrzymywały się w ścisłej czołówce, obok takich hitów, jak "Niewolnica Isaura", "Powrót do Edenu", "Pogoda dla bogaczy", "Shogun", "Szpital na peryferiach". Wedle prowadzonych wówczas przez OBOP sondaży na początku emisji w 1987 roku serial miał nieprawdopodobną oglądalność, a liczba widzów stale wzrastała. Wprawdzie 46 proc. uważało, że "Ptaki ciernistych krzewów" zawierają treści mogące obrazić religijne uczucia ludzi wierzących, jednak aż 88 proc. uznało, że serial należało pokazać polskiej publiczności. Tylko 5 proc. było innego zdania, pozostali wstrzymali się od odpowiedzi. Akcja rozpoczyna się w grudniu 1920 roku. Australia, Nowa Południowa Walia. Starzejąca się, samotna Maria Carson należy do najbogatszych kobiet, jest właścicielką ogromnej farmy Drogheda i licznych akcji. Energiczna i zaborcza Maria przyjaźni się z młodym i ambitnym księdzem, Ralphem de Bricassartem (Richard Chamberlain), przysłanym przed sześcioma miesiącami na antypody przez władze kościelne za złamanie ślubów posłuszeństwa wobec zwierzchników. Podobnie jak Ralph, Mary pochodzi z Irlandii, może dlatego zapałała do niego wielką sympatią. To pierwsze Boże Narodzenie księdza w Australii. Świąteczny dzień spędza w gościnie u pani Carson, która najwyraźniej darzy go większym uczuciem niż zwykłą przyjaźnią. Daje do zrozumienia, że może po niej odziedziczyć cały majątek. Tymczasem do Droghedy przyjeżdża na zaproszenie pani domu jej brat, Paddy Cleary, z żoną Fioną i pięciorgiem dzieci. Rodzina osiedliła się w Nowej Zelandii. Oni mieli mniej szczęścia w interesach, dlatego bardzo liczą na wsparcie bogatej ciotki, zwłaszcza że Maria nie ma innych spadkobierców. Cleary'owie mają czterech synów, Franka, Boba, Jacka, Stuie, i córkę Meggie. Fiona spodziewa się kolejnego dziecka. Zaniedbywana przez rodziców Meggie od razu zaprzyjaźnia się z ojcem Ralphem. On również darzy dziewczynkę sympatią, chętnie przebywa w jej towarzystwie. Za wstawiennictwem księdza ciotka opłaca dziewczynce szkołę. Meggie wyprowadza się do przyklasztornego internatu. Teraz jest bliżej ojca de Bricassarta. Gatunek: Serial obyczajowy uzavrano EBooki C Colleen McCullough Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 366 osób, 144 z nich pobrało i opinie (1)M-C-H• 5 lata temudziękuje!Transkrypt ( 25 z dostępnych 558 stron) STRONA 1COLLEEN MCCULLOUGH PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW Pewna legenda opowiada o ptaku, który śpiewa jedynie raz w życiu, piękniej niż jakiekolwiek stworzenie na Ziemi. Z chwilą gdy opuści rodzinne gniazdo, zaczyna szukać ciernistego drzewa i nie spocznie, dopóki go nie znajdzie. A wtedy, wyśpiewując pośród okrutnych gałęzi, nadziewa się na najdłuższy, najostrzejszy cierń. Konając wznosi się ponad swój ból, żeby prześcignąć w radosnym trelu słowika i skowronka. Jedyną najświetniejszą pieśnią, za cenę życia. Cały świat zamiera, aby go wysłuchać, uśmiecha się nawet Bóg w Niebie. Bo to, co najlepsze, trzeba okupić ogromnym cierpieniem… Przynajmniej tak głosi legenda. CZĘŚĆ PIERWSZA: MEGGIE 1915-1917 ROZDZIAŁ PIERWSZY Ósmego grudnia 1915 roku Meggie Cleary skończyła cztery lata. Po śniadaniu matka, odłożywszy na miejsce pozmywane naczynia, bez słowa podała jej duży pakunek i wysłała na dwór. Meggie przykucnęła za ostrokrzewem koło bramy i zaczęła niecierpliwie szarpać opakowanie. Gruby papier nie poddawał się łatwo niezdarnym palcom. Pachniał trochę sklepem w Wahine, więc zorientowała się, że cokolwiek mieści się w środku, jakimś cudem zostało kupione, a nie podarowane przez kogoś ani zrobione w domu. Przez rozdarcie w rogu wyłoniła się jakaś złota mgiełka. Meggie rzuciła się na papier, pośpiesznie oddzierając długie, nierówne kawałki. - Agnes! Och, Agnes! - powiedziała z zachwytem, mrugając oczami na widok lalki leżącej w postrzępionym papierowym gniazdku. Zdarzył się cud. Tylko raz w życiu Maggie pojechała do Wahine. Dawno temu, w maju, w nagrodę za to, że była bardzo grzeczna. Usadowiona w bryczce koło matki, sprawując się najlepiej, jak umiała, z przejęcia prawie nic nie zobaczyła ani nie zapamiętała. Z wyjątkiem Agnes, pięknej lalki siedzącej na ladzie sklepowej w krynolinie z różowej STRONA 2satyny obszytej falbankami z kremowej koronki. Tam w sklepie od razu nadała jej imię Agnes, nie znając innego, odpowiednio eleganckiego i godnego tak niezrównanej istoty. Jednak w ciągu następnych miesięcy tęskniła za Agnes bez krzty nadziei. Nie miała takiej zabawki w domu i nie przypuszczała, że lalki są przeznaczone dla dziewczynek. Z przyjemnością bawiła się fujarkami, procami i poobijanymi żołnierzykami, które rzucili w kąt bracia, brudziła sobie ręce i buciki. Nawet na myśl jej nie przyszło, że Agnes służy do zabawy. Pogładziła lśniące różowe fałdy sukienki, wspanialszej od wszystkich, jakie widziała kiedykolwiek na żywej kobiecie, i delikatnie podniosła lalkę. Agnes miała ręce i nogi przyczepione do tułowia tak, że można było nimi swobodnie ruszać. Nawet szyję i wąską kibić też miała ruchome. Złote włosy przybrane perełkami piętrzyły się wysoko nad czołem, a spod zwiewnej chusteczki na szyi, spiętej perłową spinką, wyzierał jasny dekolt. Starannie pomalowana porcelanowa twarz nie była pokryta szkliwem, dzięki temu subtelny odcień cery zachował naturalną matowość. Zadziwiająco żywe niebieskie oczy jaśniały między prawdziwymi rzęsami, a prążkowane tęczówki okalała ciemniejsza błękitna obwódka. Zafascynowana Meggie odkryła, że Agnes, jeśli ją odpowiednio odchylić do tyłu, zamyka oczy. Na zaróżowionym policzku miała czarną muszkę, a lekko rozchylone pąsowe usta odsłaniały małe białe ząbki. Meggie usadowiła się wygodnie i trzymając lalkę przed sobą patrzyła na nią jak urzeczona. Wciąż jeszcze siedziała za ostrokrzewem, gdy trawa, rosnąca zbyt blisko płotu, by dosięgła ją kosa, zaszeleściła i zjawił się Jack i Hughie. Włosy Meggie z daleka przyciągały wzrok, gdyż wszystkie dzieci w rodzinie Clearych, oprócz Franka, cierpiały z powodu mniej lub bardziej ognistorudej czupryny. Jack trącił łokciem brata i rozradowany wskazał ręką. Posyłając sobie porozumiewawcze uśmiechy rozdzielili się i zamienili w żandarmów na tropie maoryskiego odszczepieńca. Ale nucąca sobie cichutko Meggie tak była STRONA 3pochłonięta Agnes, że ich nie usłyszała. - Co tam masz, Meggie? - krzyknął Jack, doskakując do niej. - Pokaż! - Tak, pokaż! - zawtórował mu z chichotem Hughie, zachodząc z drugiej strony. Przycisnęła lalkę do piersi i potrząsnęła głową. - Nie, ona jest moja! Dostałam ją na urodziny! - Pokaż nam, no! Chcemy ją tylko obejrzeć. Duma i radość wzięły górę. Meggie uniosła lalkę tak, żeby bracia dobrze ją widzieli. - Zobaczcie, prawda, że piękna? Nazywa się Agnes. - Agnes? Agnes!? - Jack realistycznie udał, że zbiera mu się na mdłości. - Co za głupie imię! Dlaczego nie nazwiesz jej Margaret albo Betty? - Dlatego, że to jest Agnes! Hughie spostrzegł ruchomy staw przy nadgarstku lalki i gwizdnął. - Ej, Jack, zobacz! Ona rusza ręką! - Gdzie? Chcę zobaczyć. - Nie! - Meggie ze łzami w oczach znów mocno przytuliła lalkę. - Nie, zepsujecie ją! Jack, nie zabieraj mi jej… zepsujecie ją! - Phi! - Brudne opalone dłonie brata chwyciły ją za nadgarstki i zacisnęły się. - Zrobić ci chińskie oparzenie? I nie bądź taka płaksa, bo powiem Bobowi. - Wykręcił jej ręce, aż pobielała naprężona skóra, a Hughie chwycił lalkę za sukienkę i ciągnął. - Dawaj, bo naprawdę będzie bolało! - Nie! Nie, Jack, proszę cię! Zepsujecie ją, na pewno zepsujecie! Och, proszę, zostawcie ją! Nie zabierajcie mi jej, proszę was! Trzymała lalkę pomimo okrutnych kleszczy zaciskających się na jej przegubach, łkając i wierzgając nogami. - Mam ją! - zatriumfował Hughie, kiedy lalka wysunęła się ze skrzyżowanych rąk Meggie. Jacka i Hughiego zafascynowała ona nie mniej niż siostrę. Lalka straciła sukienkę, halki i długie majtki z falbankami. Leżała naga, podczas gdy chłopcy popychali i ciągnęli jej członki, zakładając jej na siłę nogę za głowę, zmuszając do oglądania własnych pleców, wykręcając ją na wszystkie możliwe strony. Nie zwracali najmniejszej uwagi na płaczącą Meggie. A jej nie przyszło do głowy szukać pomocy, bo w rodzinie Clearych nawet STRONA 4dziewczynka, jeśli nie potrafiła walczyć sama, nie mogła zbytnio liczyć na współczucie. Kunsztowna fryzura Agnes rozpadła się, spadające perły zamigotały i rozsypały się w wysokiej trawie. Zakurzony but obojętnie zdeptał porzuconą sukienkę i powalał satynę smarem z kuźni. Meggie padła na kolana, gorączkowo wyszukując i zbierając miniaturowe części garderoby, żeby uchronić je przed uszkodzeniem, a potem zaczęła rozgarniać trawę tam, gdzie spadły perły. Oślepiały ją łzy, nieznana żałość ściskała serce, ponieważ nigdy dotąd nie miała rzeczy na tyle cennej, żeby z jej powodu rozpaczać. Podkowa wpadła z sykiem do zimnej wody i Frank wyprostował plecy; teraz już go nie bolały, więc widocznie przywykł do kowalstwa. Najwyższy czas, powiedziałby ojciec, po sześciu miesiącach pracy w kuźni. Frank doskonale wiedział, ile czasu minęło, odkąd stanął po raz pierwszy przy kowadle; mierzył ten czas goryczą i nienawiścią. Cisnął młot do skrzyni, drżącą ręką odgarnął z czoła pozlepiane kosmyki i ściągnął przez głowę stary skórzany fartuch. Koszula leżała w kącie na stercie słomy. Powłócząc nogami podszedł tam i stał przez chwilę wpatrując się znieruchomiałymi oczami w popękaną drewnianą ścianę stodoły. Był bardzo niski i nadal szczupły jak wyrostek, ale od pracy z młotem zawęźliły mu się mięśnie na rękach i ramionach. Jasna, gładka skóra lśniła od potu. Ciemne włosy i oczy nadawały twarzy egzotyczny posmak, pełne usta i szeroki nos odbiegały kształtem od typowych dla rodziny rysów: to właśnie dała o sobie znać domieszka krwi maoryskiej ze strony matki. Miał już prawie szesnaście lat, podczas gdy Bob zaledwie jedenaście, Jack dziesięć, Hughie dziewięć, Stuart pięć, a mała Meggie trzy. Wtem przypomniał sobie, że dziś, ósmego grudnia, Meggie kończy cztery. Włożył koszulę i wyszedł ze stodoły. Dom stał na szczycie niewielkiego pagórka, nieco powyżej stodoły i stajni. Podobnie jak wszystkie domy w Nowej Zelandii był drewniany, parterowy i rozbudowany nieregularnie, zgodnie z założeniem, że w razie trzęsienia ziemi jakaś jego część może się ostać. Wszędzie dokoła rosły ostrokrzewy, właśnie teraz oblepione dorodnym żółtym kwieciem, ścieliła się trawa, bujna jak w całej Nowej Zelandii. Trawa nie rudziała nawet w samym środku zimy, kiedy w cieniu szron nie topniał czasem przez cały dzień, a długie, STRONA 5łagodne lato tylko przydawało jej soczystości. Deszcze delikatnie zraszały ziemię, nie pozbawiając niczego, co rośnie, słodkiej świeżości, nie padał śnieg, a słońce grzało z ożywczą siłą, nigdy nie wysysając soków. Plagi nawiedzające Nową Zelandię nie spadały z nieba, lecz wzbierały we wnętrznościach ziemi i stamtąd uderzały. Wyczuwało się tu zawsze jakieś dławione wyczekiwanie, ledwie uchwytne drżenie i dudnienie pod stopami. Bo pod powierzchnią ziemi czaiła się przerażająca moc, moc tak potężna, że przed trzydziestoma laty zmiotła całą wyniosłą górę. Para buchała z wyciem i świstem przez szczeliny na zboczach niewinnych wzgórz, wulkany i świstem przez szczeliny na zboczach niewinnych wzgórz, wulkany pluły dymem w niebo, w wysokogórskich strumieniach płynęła ciepła woda. W rozlewiskach wrzała tłusta maź, morze niepewnie oblewało skały, które mogły nie dotrwać do następnego przypływu. A jednak była to łagodna, łaskawa kraina. Za domem rozpościerała się pofałdowana równina, zielona jak szmaragd w pierścionku zaręczynowym Fiony Cleary, usiana tysiącami kremowych kłębków - z bliska widać było, że to owce. Tam gdzie łuk wzgórz ozdabiał krawędź jasnego nieba, niknęła w chmurach strzelista góra Egmont, na której zboczach bielał jeszcze śnieg. Jej symetryczna sylwetka zachwycała wciąż na nowo nawet tych, którzy, jak Frank, widzieli ją codziennie od urodzenia. Choć od stodoły do domu szło się niezły kawałek pod górę, Frank przyśpieszył kroku wiedząc, że nie powinien tam iść: polecenia ojca nie pozostawiały wątpliwości. Po chwili, wychodząc zza rogu domu, zobaczył trójkę rodzeństwa koło ostrokrzewu. To Frank zawiózł matkę do Wahine, żeby kupiła tam lalkę dla Meggie, i do tej pory dziwił się, co ją do tego skłoniło. Nie miała zwyczaju obdarowywać ich niepraktycznymi prezentami urodzinowymi, nie starczało na nie pieniędzy, i jeszcze nigdy żadnemu z dzieci nie dała zabawki. Wszyscy dostawali ubrania. Urodziny i święta Bożego Narodzenia stanowiły okazję do uzupełnienia skąpej garderoby. Ale widocznie Meggie zobaczyła lalkę w czasie swojej jedynej wyprawy do miasta i Fiona nie zapomniała o tym. Kiedy Frank spytał ją o to, bąknęła, że dziewczynce potrzebna jest lalka, i szybko zmieniła temat. Na dróżce od frontu Jack i Hughie trzymali lalkę, bezlitośnie manipulując jej STRONA 6członkami. Frank widział tylko plecy stojącej Meggie, która patrzyła, jak jej bracia bezczeszczą Agnes. Białe skarpetki opadały nieporządnie nad czarnymi bucikami, odsłaniając różowe nóżki widoczne spod rąbka niedzielnej sukienki z brązowego aksamitu. Na plecy bujną kaskadą spływały starannie uczesane loki, połyskując w słońcu czerwono-złoto. Kokarda z białej tafty, przytrzymująca loki z przodu, żeby nie opadały na twarz, oklapła i zwisała smętnie; sukienka była uwalona ziemią. W jednej ręce Meggie ściskała ubranka lalki, drugą na próżno popychała Hughiego. - Cholerne szczyle! Jack i Hughie zerwali się na równe nogi i rzucili do ucieczki, zapominając o lalce; kiedy Frank klął, rozsądek nakazywał zniknąć mu z oczu. - Jeżeli jeszcze raz ją dotkniecie swoimi brudnymi łapami, to skórę wam z tyłków pozdzieram, zasrańce! - wrzasnął za nimi Frank. Pochylił się i ujął Meggie za ramiona, potrząsając nią lekko. - No, no, nie trzeba płakać! Uspokój się, już ich nie ma i nigdy nie dotknął twojej lalki, przyrzekam. A teraz uśmiechnij się do mnie, bo dziś twoje urodziny, tak? Z opuchniętej, zalanej łzami twarzyczki wielkie szare oczy patrzyły na Franka z takim bezmiarem rozpaczy, że aż ścisnęło go w gardle. Wyciągnął z kieszeni spodni brudną chustkę, niezdarnie otarł jej twarz, a potem chwycił przez materiał za nos. - Dmuchnij! Usłuchała go, szlochając głośno, ale już bez łez. - Och, Fra-Fra-Frank, oni mi za-za-zabrali Agnes! - wykrztusiła pociągając nosem. - Wło-wło-włosy jej się rozleciały i zgu-gu-gubiła wszystkie te śliśne pe-pe-perełki! Spadły na tra-tra-trawę i nie mogę ich znaleźć. Łzy znów wezbrały, kapiąc na rękę Franka; przyglądała się przez chwilę wilgotnej dłoni, a potem zlizał słone krople. - Więc poszukamy ich razem, dobrze? Ale nie będziesz mogła nic znaleźć, jeżeli będziesz płakać, wiesz, no i po co mówisz jak dzidziuś? Już od pół roku nie słyszałem, żebyś mówiła „śliśny” zamiast „śliczny”! Proszę, wytrzyj jeszcze raz nos, a potem weź biedną… Agnes? Jeżeli jej nie ubierzesz, słońce ją popatrzy. Posadził Meggie koło dróżki, ostrożnie podał lalkę, a potem na kolanach zaczął STRONA 7przeczesywać trawę, aż wreszcie z triumfalnym okrzykiem podniósł z ziemi jedną perłę. - Proszę! Pierwsza! Znajdziemy wszystkie, zobaczysz. Meggie z uwielbieniem patrzyła na swojego najstarszego brata, który rozgarniał źdźbła trawy i pokazywał jej każdą znalezioną perłę. Potem przypomniała sobie, że Agnes ma przecież taką delikatną skórę i łatwo może ją oparzyć słońce, więc zajęła się ubieraniem lalki. Wyglądało na to, że Agnes jest cała. Włosy miała wprawdzie rozrzucone w nieładzie, a wykręcane przez chłopców ręce i nogi brudne, ale nic nie zostało uszkodzone. We włosach Meggie tkwiły szylkretowe grzebienie. Jeden z nich udało jej się wyjąć i zaczęła nim czesać Agnes, która miała wprawdzie ludzkie włosy, zręcznie poprzywiązywane do cienkiej siateczki i rozjaśnione na złoto. Meggie niewprawnie szarpała grzebieniem duży kłak włosów, gdy wtem stała się rzecz straszna. Włosy odpadły, wszystkie naraz, przyczepiły się zmierzwioną kępą do zębów grzebienia. Nad wysokim czołem Agnes nie było nic, ani głowy ani nagiej czaszki, tylko okropną, ziejąca dziura. Przejęta trwogą Meggie pochyliła się, żeby zajrzeć do środka. Majaczyły tam wklęsłe policzki i broda, między rozchylonymi ustami migotało światło uwydatniając ciemny, zwierzęcy zarys zębów, a nad tym wszystkim wisiały oczy Agnes dwie przerażające kule kołyszące się z cichym trzaskiem na drucie, który w okrutny sposób przebijał głowę lalki. Meggie wydała przeszywający krzyk, całkiem nie jak dziecko. Cisnęła Agnes precz i drżąc na całym ciele krzyczała dalej, z twarzą zakrytą dłońmi. Potem poczuła, że Frank ciągnie ją za palce i bierze w ramiona przyciskając jej głowę do swojej szyi. Oplotła go ramionami, czerpiąc pociechę z jego bliskości, aż wreszcie uspokoiła się na tyle, że dotarło do niej jak Frank przyjemnie pachnie - końmi, potem i żelazem. Kiedy ucichła, kazał jej powiedzieć, co się stało. Podniósł lalkę i zadziwiony wpatrywał się w puste wnętrze jej głowy, usiłując przypomnieć sobie, czy jego też w dzieciństwie osaczało tyle dziwnych strachów… Nie, jego dręczyły przykre wizje innych ludzi, ich szepty i zimne spojrzenia. Wychudzona, zapadła twarz matki, drżenie jej ręki, STRONA 8obejmującej jego rękę, pochylenie ramion. Co zobaczyła Meggie, że tak się przejęła? Pomyślał, że mniej by się zdenerwowała, gdyby biedna Agnes straciwszy włosy zaczęła krwawić. Krew to coś naturalnego; przynajmniej raz na tydzień, któryś z członków rodziny Clearych krwawił obficie. - Jej oczy, oczy! - szepnęła Meggie, za nic nie chcę spojrzeć na lalkę. - Ależ to prawdziwe cudo, Meggie - mamrotał, wtulając twarz w jej włosy. Jakież były piękne, gęste, jaki miały kolor! Przez całe pół godziny musiał ją zachęcać, żeby wreszcie spojrzała na Agnes, a drugie pół godziny minęło, zanim udało mu się ją namówić, żeby zerknęła w oskalpowaną dziurę. Pokazał jej, w jaki sposób ruszają się oczy, jak precyzyjnie zostały umocowane, jak dokładnie pasują do otworów, a mimo to łatwo się obracają - otwierają i zamykają. - A teraz chodź już, pora iść do domu - powiedział biorąc Meggie na ręce, a lalkę wciskając między siebie a siostrę. - Poprosimy mamę, żeby się nią zajęła, dobrze? Upierzemy i uprasujemy ubranka, przykleimy jej włosy. A z tych perełek zrobię ci prawdziwe spinki, które nie będą wypadać, i będziesz mogła ją czesać, jak tylko zechcesz. Fiona Cleary obierała ziemniaki w kuchni. Była bardzo przystojną, jasną blondynką wzrostu nieco mniej niż średniego, o surowych, dość ostrych rysach. Mimo sześciokrotnej ciąży zachowała świetną figurę, ani trochę nie pogrubiała. Sukienkę z szarego perkalu, zamiatającą idealnie czystą podłogę, ochraniał z przodu wielki, nakrochmalony fartuch, włożony na szyję i zawiązany z tyłu na równą kokardę. Od świtu do nocy pracowała w kuchni i w ogrodzie na tyłach domu, solidnymi czarnymi trzewikami wydeptując ścieżkę od kuchennego pieca do pralni, potem do grządek z warzywami, potem do sznura na bieliznę i z powrotem do pieca. Fee odłożyła nóż na stół i popatrzyła na Franka i Meggie z nieprzyjemnym grymasem pięknych usta. - Meggie, pozwoliłam ci włożyć dziś najlepszą sukienkę pod jednym warunkiem, że jej nie pobrudzisz. A teraz spójrz! Jaki z ciebie mały niechluj! - Mamo, to nie jej wina - ujął się za siostrą Frank. - Jack i Hughie zabrali jej lalkę, STRONA 9żeby zobaczyć, jak rusza rękami i nogami. Obiecałem Meggie, że zajmiemy się lalką i znów będzie jak nowa. Zajmiemy się, prawda? - Pokaż - powiedziała Fee wyciągając rękę. Byłą małomówna, nigdy nie odzywała się bez powodu. Nikt nie wiedział, o czym myśli, nawet jej mąż. Jemu pozostawiała utrzymanie dzieci w karności i sama była mu całkowicie posłuszna, wyrażając swoje zdanie tylko w nadzwyczaj wyjątkowych okolicznościach. Meggie słyszała kiedyś, jak chłopcy szeptali między sobą, że mama boi się taty tak samo jak oni; jeżeli rzeczywiście tak było, ukrywała to pod nieprzeniknioną maską ponurawego spokoju. Nigdy się nie śmiała, nigdy też nie wybuchnęła gniewem. Po skończonych oględzinach Fee położyła Agnes na kredensie koło pieca i spojrzała na Meggie. - Jutro rano uczeszę ją i upiorę ubranka. Dziś wieczorem po kolacji Frank będzie chyba mógł ją wykąpać i przykleić jej włosy. Zabrzmiało to bardziej jak rzeczowe stwierdzenie niż słowa pocieszenia. Meggie kiwnęła głową uśmiechając się niepewnie. Nieraz tak bardzo pragnęła usłyszeć, jak mama się śmieje, ale ona nie śmiała się nigdy. Wyczuwała, że łączy je obie coś szczególnego, co odróżnia je od taty i chłopców, ale onieśmielały ją sztywno wyprostowane plecy i drepczące nieustannie stopy. Mama z roztargnieniem kiwała głową, zgarniała szerokie spódnice i krążyła między piecem i stołem, ani na chwilę nie przestając pracować. Spośród wszystkich dzieci jedynie Frank zdawał sobie sprawę z tego, że Fee jest wiecznie zmęczona. Tyle było wciąż do zrobienia, pieniędzy c kot napłakał, za mało czasu i tylko jedna para rąk. Fee z utęsknieniem czekała dnia, kiedy Meggie zacznie jej pomagać. Dziewczynka już wykonywała proste czynności, ale w żaden sposób nie mogła zmniejszyć ciężaru obowiązków. Sześcioro dzieci i z tego tylko jedno, w dodatku najmłodsze, było dziewczynką. Wszystkie znajome Fee okazywały jej współczucie przemieszane z zazdrością, ale od tego pracy nie ubywało. W koszyku piętrzył się stos skarpet do zacerowania, na drutach tkwiła kolejna dziergana przez nią skarpetka. Hughie wyrastał ze swetrów, a Jack STRONA 10nie urósł jeszcze tyle, żeby oddać mu swoje. Padraic Cleary przez czysty przypadek znalazł się w domu w czasie, kiedy wypadały urodziny Meggie. Ponieważ sezon strzyży jeszcze się nie rozpoczął, miał pracę w okolicy przy orce i sadzeniu. Z zawodu był postrzygaczem owiec, ale to sezonowe zajęcie trwało od połowy lata do końca zimy, po czym przychodziła pora kocenia się owiec. Zwykle udawało mu się znaleźć dość pracy, żeby przetrwać wiosnę i pierwsze miesiące lata; pomagał przy jagniętach, orce i wyręczał miejscowego hodowcę krów w dojeniu - świątek, piątek, dwa razy dziennie. Szedł tam, gdzie czekała na niego praca, zostawiając rodzinę bez opieki w dużym starym domu, co tylko z pozoru świadczyło o nieczułym sercu. Ktoś, kogo los nie uszczęśliwił własną ziemią, tak właśnie musiał postępować. Kiedy przyszedł niedługo po zachodzie słońca, w domu zapalono już lampy i na wysokim suficie igrały cienie. Chłopcy, zbici w gromadkę na werandzie, bawili się ropuchą - wszyscy oprócz Franka. Padraic wiedział, gdzie jest jego najstarszy syn, ponieważ słyszał miarowe stukanie siekiery. Przystanął na werandzie, żeby obdarzyć kopniakiem Jacka i trzepnąć w ucho Boba. - Idźcie pomóc Frankowi, leniuchy. I macie skończyć, zanim mama postawi kolację na stole, bo inaczej złoję wam skórę. Skinął głową krzątającej się koło pieca Fionie. Nie pocałował jej ani nie przytulił, gdyż uważał, że jedynym właściwym miejscem dla okazywania uczuć łączących męża i żonę jest sypialnia. Kiedy zzuł oblepione błotem buty, Meggie podbiegła w podskokach niosąc mu kapcie, a wtedy uśmiechnął się spoglądając na nią z uczuciem zadziwienia, które widok tej małej dziewczynki zawsze w nim wywoływał. Była taka ładna, miała takie piękne włosy; ujął w palce jeden lok, rozciągnął go na całą długość, a potem puścił, żeby zobaczyć, jak sprężyście zwija się z powrotem. Uniósł córkę do góry i podszedł do jedynego w kuchni wygodnego krzesła z oparciem i poduszką przywiązaną w kuchni wygodnego krzesła z STRONA 11oparciem i poduszką przywiązaną do siedziska. Z cichym westchnieniem usiadł, wyciągnął fajkę i niedbale wystukał tytoniowe resztki prosto na podłogę. Meggie usadowiła się ojcu na kolanach zaplatając mu rączki na szyi i z ufną twarzyczką obróconą ku jego twarzy oddawała się ulubionej wieczornej zabawie polegającej na patrzeniu, jak światło przesiewa się przez krótki zarost. - Jak się czujesz, Fee? - spytał żonę Padraic Cleary. - Dobrze, Paddy. Uporałeś się z dolnym polem? - Tak, skończyłem z dolnym. Jutro z samego rana mogę zaczynać na górnym. Boże, ależ jestem zmęczony! - Wierzę! Czy MacPherson dał ci znów tę starą kobyłę? - A jakże! Nie myślisz chyba,, że sam by ją wziął, a mnie dał deresza? Czuję się tak, jakby mi kto ręce ze stawów powyrywał. Gotów jestem przysiąc, że to najtwardsza w pysku kobyła w całej Nowej Zelandii. - Nie martw się. Niedługo pojedziesz do starego Robertsona, a on ma same dobre konie. - Nie mogę się doczekać. Nabił fajkę grubym tytoniem i z dużego dzbanka przy piecu wyciągnął knot do zapalania. Szybkim ruchem wetknął go za drzwiczki paleniska, gdzie natychmiast zajął się od żaru; potem rozparł się w krześle i ssał fajkę, aż bulgotała. - Jak się czuje nasza czterolatka? - spytał córkę. - Dobrze, tato. - Czy mama dała ci prezent? - Och, tato, skąd wiedzieliście, że chciałam mieć Agnes? - Agnes? - powtórzył z uśmiechem i rzucił pytające spojrzenie w stronę Fee? - Tak ma na imię, Agnes? - Tak. Jest piękna, tato. Chciałabym na nią patrzeć od rana do wieczora. - Całe szczęście, że w ogóle ma jeszcze na co patrzeć - powiedziała ponuro Fee. - Jack i Hughie złapali lalkę, zanim biedna Meggie zdążyła ją dobrze obejrzeć. - No tak, jak to chłopcy. Mocno ją uszkodzili? STRONA 12- Nie na tyle, żeby nie dało się naprawić. Frank ich w porę przyłapał. - Frank? A co on tu robił? Miał przez cały dzień pracować w kuźni. Hunter czeka na bramy. - Pracował przez cały dzień w kuźni. Przyszedł tylko po jakieś narzędzie - odpowiedziała prędko Fee; Padraic zbyt ostro traktował Franka. - Och, tato, Frank to najlepszy brat! Uratował moją Agnes przed śmiercią, a po kolacji przyklei jej włosy. - To dobrze - sennym głosem powiedział ojciec, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Od pieca buchał żar, ale jemu jakby to nie przeszkadzało; połyskliwe kropelki potu zrosiły mu czoło. Założył ręce za głowę i zapadł w drzemkę. To właśnie po nim dzieci odziedziczyły gęste wijące się rude włosy w różnych odcieniach, chociaż żadne nie miało równie płomiennej czupryny. Padraic Cleary był niski, ale silny, jakby zbudowany ze sprężystej stali, a ponieważ od dziecka dosiadał koni, wykrzywiły mu się nogi, ręce zaś wydłużyły po latach spędzonych na strzyżeniu owiec. Klatkę piersiową i ręce pokrywał mu matowy złoty meszek, który byłby brzydki przy ciemnej cerze. Zmarszczki wokół jasnoniebieskich oczu, które mrużył stale jak marynarz, zastygły od ciągłego wpatrywania się w dal, a na twarzy o przyjemnym wyrazie gościł płochliwy uśmiech, który sprawiał, że inni mężczyźni lubili go od pierwszego wejrzenia. Wspaniały nos o prawdziwie rzymskim kształcie musiał dziwić irlandzkich pobratymców - ale któż zliczy statki, jakie rozbiły się u brzegów Irlandii. Był człowiekiem szczęśliwym, który znosił ciężką dolę wyrobnika lepiej niż wielu innych, i choć trzymał dzieci bardzo krótko, nie żałując, kiedy trzeba, kopniaka, uwielbiały go wszystkie, prócz jednego. Jeżeli nie starczało chleba, obywał się bez, jeżeli trzeba było wybierać między nowym ubraniem dla niego a nowym ubraniem dla któregoś z potomków, obywał się bez. Można powiedzieć, że to pewniejszy dowód miłości niż milion łatwych pocałunków. Miał bardzo wybuchowy temperament i kiedyś nawet zabił człowieka. Dopisało mu szczęście: człowiek ten był Anglikiem, a w zatoce STRONA 13Dun Laoghaire czekał na falę odpływu statek do Nowej Zelandii. Fiona podeszła do drzwi wychodzących na podwórko i zawołała: - Kolacja! Chłopcy zjawili się jeden po drugim, a na samym końcu przyszedł Frank obładowany drewnem, które wrzucił do dużej skrzyni koło pieca. Padraic zestawił Meggie na podłogę, podszedł do stołu dla domowników i zajął miejsce u jego szczytu, podczas gdy chłopcy usadowili się p jego bokach, a Meggie wdrapała się na drewnianą skrzynkę, którą ojciec położył na stojącym najbliżej krześle. Przy swoim stole podręcznym Fee nakładała jedzenie od razu na talerze, szybciej i sprawniej niż kelner; nosiła po dwa, najpierw dla Paddy’ego i Franka, a na końcu dla Meggie i dla siebie. - Kchrr! Znowu stew! - powiedział Stuart robiąc miny i biorąc do ręki nóż i widelec. - Dlaczego daliście mi tak na imię? - Jedz - warknął ojciec. Na dużych talerzach jedzenie dosłownie się piętrzyło: ziemniaki z wody, gulasz z jagnięcia i fasolka, zerwana w ogródku tego samego dnia, wszystko w dużych ilościach. Mimo tłumionych jęków i stęknięć wyrażających obrzydzenie, wszyscy, także Stu, wyczyścili talerze do czysta chlebem, a potem jeszcze zjedli kilka pajd posmarowanych grubo masłem i domowej roboty dżemem z agrestu. Fee usiadła i zjadła w pośpiechu, po czym znów się zerwała, podeszłą do podręcznego stołu i tam nałożyła do dużych głębokich talerzy wielkie kawały zwijanego ciasta, które przygotowywała nie żałując cukru i smarując je całe dżemem. Każda porcja została obficie polana gorącym sosem budyniowym i Fee znów nosiła talerze do stołu po dwa naraz. Wreszcie z westchnieniem usiadła; to danie mogła zjeść w spokoju. - O, pycha! Ciasto z dżemem! - wykrzyknęła Meggie i zaczęła ugniatać łyżeczką żółty budyń, aż zabarwiły go różowe smugi dżemu sączącego się ze środka. - Tak, Meggie. dziś twoje urodziny, więc mama przygotowała twoją ulubioną leguminę - powiedział ojciec z uśmiechem. Tym razem nikt nie narzekał. Deser, jaki bądź, konsumowano zawsze z zapałem. Cała STRONA 14rodzina Clearych miała słabość do słodyczy. Nikt nie miał ani funta nadwagi, mimo dużych ilości pożywienia zawierającego skrobię. Wszystko co jedli, spalali do ostatka w czasie pracy i zabawy. Warzywa i owoce jedzono dla zdrowia, ale to chleb, ziemniaki, mięso i gorące mączne leguminy broniły ich przed wyczerpaniem. Kiedy Fee z olbrzymiego czajnika nalała wszystkim po filiżance herbaty, siedzieli jeszcze rozmawiając i czytając przez ponad godzinę. Paddy pykał z fajki z nosem w wypożyczonej z biblioteki książce, Fee wciąż komuś dolewała herbaty, Bob pogrążył się w lekturze innej książki z biblioteki, a młodsze dzieci snuły plany na jutro. Szkoła została zamknięta na długie letnie wakacje i chłopcy odzyskawszy swobodę palili się do tego, żeby rozpocząć przydzielone im prace w domu i w ogrodzie. Bob musiał odmalować zewnętrzne ściany domu tam, gdzie złuszczyła się farba, Jack i Hughie mieli zająć się składem drewna, budynkami gospodarczymi i dojeniem, a Stuartowi powierzono pieczę nad warzywami; igraszka w porównaniu z okropieństwami szkoły. Od czasu do czasu Paddy unosił głowę znad książki i dodawał jakieś zajęcie do tej listy, Fee nie odzywała się, a Frank siedział przygarbiony ze zmęczenia i pił herbatę filiżanka za filiżanką. Wreszcie Fee skinęła na Meggie, żeby usiadła na wysokim stołku, nawinęła jej loki na gałganki, a potem odesłała do łóżka razem ze Stu i Hughiem. Jack i Bob spytali, czy mogą wstać od stołu, i wyszli nakarmić psy. Frank zaniósł lalkę Meggie do drugiego stołu i zabrał się za przyklejanie oderwanych włosów. Przeciągając się Padraic zamknął książkę i odłożył fajkę do wielkiej, mieniącej się tęczowo muszli paua, która służyła mu za popielniczkę. - No, matko, idę spać. - Dobranoc, Paddy. Fee zebrała naczynia ze stołu, przy którym jedli, i zdjęła z haka wiszącą na ścianie ocynkowaną balię. Postawiła ją na drugim końcu stołu, przy którym pracował Frank, dźwignęła z pieca żeliwny czajnik i napełniła balię gorącą wodą. Ostudziła zimną wodę ze starej puszki po nafcie. Pławiąc w kąpieli mydło zamknięte w drucianym koszyku, Fee STRONA 15zaczęła myć i płukać naczynia. Frank pochylał się pracowicie nad lalką, ale kiedy urósł stos talerzy, wstał bez słowa, przyniósł ścierkę i zaczął je wycierać. Krążył między stołem a kredensem z wprawą świadczącą, że zajęcie to od dawna nie jest mu obce. Obydwoje ukradkiem, pełni lęku grali w tę grę, gdyż najsurowsza zasada w domu rządzonym przez Paddy’ego dotyczyła właściwego podziału obowiązków. Prowadzenie domu należało do kobiety, koniec, kropka. Żadnemu członkowi rodziny płci męskiej nie wolno było przyłożyć ręki do kobiecego zajęcia. Ale co wieczór, kiedy Paddy szedł spać, Frank pomagał matce, a Fee działała z nim w cichej zmowie, odkładając zmywanie aż do chwili, kiedy usłyszeli stuk spadających na podłogę kapci. Kiedy Paddy zrzucił kapcie, nie przychodził już potem do kuchni. Fee popatrzyła łagodnie na Franka. - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, Frank - powiedziała. - Nie powinieneś mi pomagać. Będziesz rano zmęczony. - Drobiazg, mamo. Nie umrę od tego, że powycieram parę talerzy. A tobie będzie choć trochę lżej. - To mój obowiązek, Frank. Przywykłam. - Tak bym chciał, żebyśmy się kiedyś wzbogacili i żebyś miała służącą. - To dopiero czcze marzenia! - Wytarła w ścierkę czerwone, ociekające mydlaną wodą ręce i z westchnieniem wzięła się pod boki. Spojrzała na syna z troską, wyczuwała bowiem w jego głosie gorycz i niezadowolenie silniejsze niż to, z jakim parobek zwykle narzeka na swój los. - Lepiej odpędź te wielkopańskie myśli, Frank. Z tego mogą być tylko kłopoty. Jesteśmy robotnikami rolnymi, a to znaczy, że się nie bogacimy ani nie trzymamy służących. Bądź zadowolony z tego, kim jesteś i co masz. Kiedy mówisz takie rzeczy, obrażasz tatę, a on na to nie zasługuje. Wiesz o tym. Nie pije, nie hazarduje się i strasznie ciężko na nas pracuje. Ani grosza z tego co zarobi, nie chowa do własnej kieszeni. Wszystko oddaje dla nas. Smagła twarz matki nabrała zaciętego, ponurego wyrazu, ramiona pochyliły się do przodu w geście zniecierpliwienia. STRONA 16- Ale dlaczego życie ma być tylko harówką? Nie rozumiem, co w tym złego, że wyraziłem życzenie, żebyś miała służącą. - To jest złe, bo niemożliwe do spełnienia! Wiesz, że nie mamy pieniędzy na twoją naukę, a jeżeli nie możesz się uczyć, to jakim sposobem mógłbyś zostać kimś więcej niż parobkiem? Twoja mowa, twoje ubranie, twoje ręce wreszcie świadczą o tym, że utrzymujesz się z pracy fizycznej. To nie hańba mieć ręce zgrubiałe od pracy. Jak mówi tata, kiedy człowiek ma spracowane ręce, wiadomo, że jest uczciwy. Frank wzruszył ramionami i nie powiedział nic więcej. Naczynia zostały odłożone na miejsce; Fee wyjęła koszyk z przyborami do szycia i usiadła na krześle Paddy’ego koło pieca, a Frank zajął się znów reperacją lalki. - Biedna Meggie! - odezwał się raptem. - Czemu biedna? - Kiedy ci dwaj smarkacze szarpali jej lalkę, ona stała obok i płakała tak, jakby cały świat rozpadł się na kawałki. - Spojrzał na lalkę, ustrojoną na powrót we włosy. - Agnes! Skąd, u licha wytrzasnęła takie imię? - Słyszała pewno, jak mówiłam o Agnes Fortescue-Smythe. - Kiedy zwróciłem jej lalkę, zajrzała do głowy i omal nie umarła ze strachu. Przeraziły ją chyba jej oczy, sam nie wiem dlaczego. - Ciągle ma jakieś przywidzenia. - Szkoda, że nie ma dość pieniędzy, żeby młodsze dzieci mogły się uczyć dalej. Są takie inteligentne. - Och, Frank! Gdyby gruszki rosły na wierzbie… - powiedziała znużonym głosem matka. Przesunęła po oczach drżącą ręką i wetknęła igłę do cerowania głęboko w kłębek szarej włóczki. - Już więcej nie mogę. Taka jestem zmęczona, że nie widzę dobrze. - Idź spać mamo. Ja zgaszę lampy. - Tylko jeszcze podłożę do pieca. - Ja to zrobię. Wstał od stołu i ostrożnie położył delikatną porcelanową lalkę na kredensie za blaszanym pudełkiem na ciastka, gdzie była bezpieczna. Nie martwił się o to, że chłopcy mogliby znów ją porwać; bardziej się bali jego zemsty niż ojcowskiej kary, gdyż Frank potrafił być mściwy. Przy matce czy siostrze nigdy tego nie okazywał, ale wszyscy bracia STRONA 17ucierpieli z tego powodu. Fee patrzyła na niego z bólem serca. Frank miał w sobie coś nieokiełznanego, coś, co zapowiadało kłopoty. Gdyż tylko on i Paddy lepiej się rozumieli! Ale oni nigdy się ze sobą nie zgadzali i stale kłócili. Może Frank za bardzo się o nią troszczył, zanadto był do niej przywiązany. Jeśli tak, to z jej winy. A przecież świadczyło to o jego kochającym sercu, jego dobroci. Chciał tylko trochę jej ulżyć. I znów ogarnęła ją tęsknota za dniem, kiedy Meggie dorośnie na tyle, żeby zdjąć ten ciężar z barków Franka. Wzięła ze stołu małą lampę, a potem odstawiła ją i podeszła do przykucniętego przed piecem Franka, który ładował szczapy do dużego paleniska i poruszał zasuwą w kominie. Sznury żył uwydatniały się na białym przedramieniu, a brud na szczupłych dłoniach wżarł się tak głęboko, że nie dawał się już zmyć. Fee nieśmiało wyciągnęła rękę i leciutko odgarnęła proste, ciemne włosy opadające mu na oczy; na większą pieszczotę nie potrafiła się zdobyć. - Dobranoc, Frank. Dziękuję ci. Cienie przetaczały się i odskakiwały przed zbliżającym się światłem, kiedy Fee po cichu wychodziła przez drzwi prowadzące do frontowej części domu. Frank i Bob zajmowali pierwszą sypialnię. Bezszelestnie pchnęła drzwi i uniosła lampę, oświetlając stojące w kącie podwójne łóżko. Bob leżał na plecach z rozchylonymi ustami, wzdrygając się i drżąc jak pies. Podeszła do łóżka i przekręciła go na prawy bok, zanim senny koszmar zawładnął nim całkowicie, a potem przyglądała mu się jeszcze przez chwilę. Jakiż był podobny do Paddy’ego! W sąsiednim pokoju Jack i Hughie leżeli niemal spleceni ze sobą. Okropne łobuziaki! Nie przestawali psocić ani na chwilę, ale nie mieli w sobie złośliwości. Na próżno usiłowała ich rozdzielić i jako tako uporządkować pościel, dwaj kędzierzawi rudzielcy nie pozwolili na to. Z cichym westchnieniem dała im spokój. Nie mogła pojąć, jakim cudem odzyskiwali siły po takim nocnym wypoczynku, niemniej służył im znakomicie. Pokój, w którym spała Meggie ze Stuartem, był za ciemny i za smutny jak dla małych STRONA 18dzieci; cały pomalowany na nieciekawy brązowy kolor, z brązowym linoleum na podłodze i bez choćby jednego obrazka na ścianie. Dokładnie taki sam jak pozostałe sypialnie. Stuart przekręcił się na brzuch i widać było tylko jego małą, okrytą nocną koszulą pupę, która wystawała spod okrycia tam, gdzie powinien mieć głowę. Okazało się, że głowę ma przy kolanach i Fee jak zwykle dziwiła się w duchu, że się nie udusił. Ostrożnie przesunęła ręką po prześcieradle i znieruchomiała. Znów mokro! Trudno, poczeka z tym do rana, kiedy z pewnością mokra będzie również poduszka. Zawsze to robił, odwracał się i siusiał jeszcze raz. Trudno, jeden na pięciu moczący się chłopiec to nie tak źle. Zwinięta w kłębek Meggie ssała palec, loki nawinięte na gałganki rozsypały się wkoło. Jedyna córka. Przed odejściem Fee obrzuciła ją przelotnym spojrzeniem; Meggie nie kryła w sobie żadnej tajemnicy, była dziewczynką. Wiedziała, jaki czeka ją los, nie zazdrościła jej ani nie współczuła. Co innego chłopcy; cuda alchemii, mali mężczyźni wyczarowani z jej kobiecego ciała. Ciężko jej było bez pomocy w domu, ale opłacało się sowicie. W męskim gronie, fakt, że Paddy posiadał synów, stanowił najlepszą rękojmię jego charakteru. Mężczyzna, który płodzi synów, to prawdziwy mężczyzna. Fee cicho zamknęła drzwi do swojej sypialni i odstawiła lampę ma komodę. Zwinne palce sfrunęły wzdłuż kilkudziesięciu guziczków od wysokiego kołnierzyka aż do bioder sukni, którą następnie ściągnęła z rąk. Fee zsunęła też z ramion koszulkę i przytrzymując ją starannie przy piersiach narzuciła na siebie długą flanelową koszulę nocną. Dopiero wówczas, przyzwoicie okryta, uwolniła się od koszulki, reform i luźno zasznurowanego gorsetu. Ciasno upięte złote włosy opadły na dół, kiedy wyjęła przytrzymujące je szpilki i położyła je na komodę. Lecz nawet one, choć tak piękne, gęste błyszczące i zupełnie proste, nie zaznały wolności. Fee uniosła łokcie w górę, sięgając dłońmi na kark, i zaczęła szybko splatać warkocz. Potem obróciła się w stronę łóżka, odruchowo wstrzymując oddech; Paddy spał, więc westchnęła głęboko z ulgą. Owszem, odczuwała przyjemność, gdy Paddy w miłosnym nastroju obdarzał ją nieśmiałymi i czułymi pieszczotami troskliwego kochanka, ale zanim Meggie trochę nie podrośnie, byłoby naprawdę ciężko mieć jeszcze jedno dziecko. STRONA 19ROZDZIAŁ DRUGI Kiedy rodzina Clearych szła w niedzielę do kościoła, Meggie zostawała w domu z którymś ze starszych chłopców, z utęsknieniem wyczekując dnia, kiedy będzie na tyle duża, żeby pójść razem ze wszystkimi. Padraic Cleary uważał, że małe dzieci nie powinny przebywać w żadnym domu oprócz swojego, i zasada ta rozciągała się nawet na dom boży. Wszyscy wiedzieli, Ze Meggie pójdzie do kościoła dopiero wtedy, kiedy zacznie chodzić do szkoły i będzie się po niej można spodziewać, że usiedzi w miejscu. Nie wcześniej. Dlatego co niedziela Meggie stała rano niepocieszona przy bramie koło ostrokrzewu, podczas gdy rodzina ładowała się na starą dwukołówkę, a brat pozostawiony do przypilnowania jej udawał zachwyconego tym, że ominie go msza. Jedynym wśród Clearych, który rozstawał się z radością z resztą rodziny, był Frank. Religia stanowiła nieodłączny składnik życia Paddy’ego. Zanim wziął katolicki ślub z Fee, musiał zabiegać o zgodę, gdyż Fee należała do kościoła anglikańskiego. Porzuciła wprawdzie swoją wiarę dla Paddy’ego, ale odmówiła przejścia na katolicyzm. Trudno powiedzieć dlaczego, może dlatego, że stary pionierski ród Armstrongów wywodził się z nieskazitelnie anglikańskiego pnia, podczas gdy Paddy był ubogim imigrantem z gorszej części Irlandii, po drugiej stronie rzeki Pale. Armstrongowie żyli w Nowej Zelandii na długo przed przybyciem pierwszych „oficjalnych” osadników, a to stanowiło przepustkę do kolonialnej arystokracji. Z punktu widzenia Armstrongów można było stwierdzić tylko tyle, że Fee popełniła szokujący mezalians. Roderick Armstrong założył nowozelandzki klan w przedziwnych okolicznościach. Wszystko zaczęło się od pewnego wydarzenia, które miało pociągnąć za sobą nieprzewidziane skutki dla osiemnastowiecznej Anglii, mianowicie od amerykańskiej wojny o niepodległość. Do 1776 rokrocznie ponad tysiąc brytyjskich przestępców skazanych za drobne przewinienia lądowało w Wirginii i obu Karolinach, gdzie sprzedawano ich na służbę niewiele różniącą się od niewolniczej, co potwierdzała umowa. Brytyjski wymiar STRONA 20sprawiedliwości był w owych czasach surowy i nieugięty: morderstwo, podpalenie, przestępstwo tajemniczo określane jako „cygaństwo” oraz kradzieże na sumę powyżej szylinga podlegały karze szubienicy. Lżejsze przewinienia karano wywiezieniem skazańca do Ameryki Północnej albo Południowej, gdzie miał pozostać do końca życia. Ale kiedy w 1776 roku obie Ameryki zamknęły granice, Anglia została obarczona szybko rosnącą popularnością kryminalistów, z którą nie miała co począć. Więzienia przepełniły się ponad wszelką miarę, a tych, którzy się w nich nie pomieścili, upychano do butwiejących statków zacumowanych w ujściach rzek. Należało coś z tym fantem zrobić, więc zrobiono. Bardzo niechętnie, gdyż oznaczało to wydatek kilku tysięcy funtów, rozkazano kapitanowi Arthurowi Phillipowi, by wyruszył w podróż do Wielkiego Południowego Lądu. Był rok 1787. Flotylla składająca się z jedenastu statków wiozła ponad tysiąc skazańców, a prócz tego marynarzy, oficerów marynarki i kontyngent piechoty morskiej. W niczym nie przypominało to wspaniałej wyprawy w poszukiwaniu wolności. Pod koniec stycznia 1788 roku, osiem miesięcy po opuszczeniu brzegów Anglii, flota wpłynęła do zatoki Botany. Jego Obłąkana Wysokość Jerzy Trzeci mógł się odtąd pozbywać przestępców odsyłając ich na nowe ziemie, do kolonii o nazwie Nowa Walia. W 1801, w wieku zaledwie dwudziestu lat, Roderick Armstrong został skazany na dożywotnie zesłanie. Potomkowie Armstronga utrzymywali, że pochodził z rodziny szlacheckiej w Somerset, która straciła majątek na skutek rewolucji amerykańskiej, oraz że nie popełnił żadnego przestępstwa, jednak nikt z nich nie dołożył starań, żeby wyjaśnić pochodzenie znakomitego przodka. Cieszyli się odbitym blaskiem jego chwały i trochę fantazjowali. Niezależnie od tego, skąd się wywodził i w jakich obracał się sferach w Anglii, młody Roderick Armstrong był człowiekiem dzikim i nieokiełznanym. Przez całe osiem miesięcy odbywającej się w warunkach nie do opisania podróży do Nowej Południowej Walii dał się poznać jako uparty, trudny więzień, zaskarbiając sobie względy oficerów statku dodatkowo tym, że za nic nie chciał umrzeć. Kiedy przybył do Sydney w 1803 roku, jego zachowanie jeszcze się pogorszyło, więc wyekspediowano go na wyspę Norfolk, do STRONA 21więzienia dla zatwardziałych przestępców. Nie sprawował się ani trochę lepiej mimo różnych zabiegów, jakim go poddawano. Głodzono go; więziono w ciasnej celi, w której nie mógł ani siedzieć ani stać, ani leżeć; chłostano do żywego mięsa; przykuto do skały w morzu, gdzie omal nie utonął. Ale on śmiał się w nos swoim prześladowcom, choć wyglądał jak bezzębny szkielet obleczony w skórę i brudne łachmany, od stóp do głów pokryty bliznami, ożywiany wewnętrznym ogniem goryczy i buntu, którego nic nie mogło ugasić. Z początkiem każdego dnia postanawiał, że nie umrze, a pod koniec dnia śmiał się triumfalnie z tego, że żyje. W 1810 odesłano go do Kraju Van Diemena, gdzie połączony łańcuchem z grupą innych więźniów miał wykuwać drogę w twardym jak żelazo piaskowcu za osadą Hobart. Przy pierwszej okazji użył kilofa po to, żeby zrobić nim dziurę w piersiach podoficera pilnującego robót. Wraz z dziesięcioma innymi skazańcami zmasakrowali dalszych pięciu strażników, po kawałeczku odcinając im ciało od kości, dopóki z przeraźliwym krzykiem i wijąc się z bólu nie wyzionęli ducha. Albowiem zarówno skazańcy, jak ich strażnicy stali się potworami, istotami prymitywnymi, w których obumarły wszelkie ludzkie uczucia. Roderick Armstrong jak nigdy nie mógł pogodzić się z dolą skazańca, tak nie mógł rzucić się do ucieczki pozostawiając swych oprawców bez uszczerbku czy też zadając im szybką śmierć. Z zapasem rumu, chleba i suszonego mięsa, zabranym strażnikom, jedenastu więźniów przedzierało się wiele mil przez lodowatą dżunglę. Kiedy uciekinierzy dotarli do przystani wielorybników Hobart, ukradli tam szalupę i wyruszyli na Morze Tasmana bez jedzenia, bez wody i żagli. Kiedy łódź dobiła do dzikiego zachodniego wybrzeża nowozelandzkiej Wyspy Południowej, przy życiu pozostało trzech zbiegów, wśród nich Roderick Armstrong. Nigdy nie opowiadał o tej nieprawdopodobnej podróży, ale krążyły pogłoski, że ci, którzy przeżyli, zabili i zjedli słabszych współtowarzyszy. Stało się to zaledwie w dziesięć lat po wyekspediowaniu Armstronga z Anglii. Był jeszcze młodym człowiekiem, choć wyglądał na sześćdziesiąt lat. Do roku 1840, kiedy STRONA 22przybyli do Nowej Zelandii pierwsi pełnoprawni osadnicy, wykarczował dla siebie pola na bogatej nizinie Cantenbury na Wyspie Południowej, „ożenił się” z Maoryską i spłodził trzynaścioro ładnych dzieci, półkrwi Polinezyjczyków. Zaś w roku 1860 Armstrongowie należeli już do kolonialnej arystokracji, wysyłali synów do ekskluzywnych szkół w Anglii, a swoim sprytem i stale powiększanym majątkiem przekonywująco dowiedli, że są rzeczywiście potomkami wyjątkowego, budzącego respekt człowieka. Wnuk Rodericka, James, w 1880 roku został ojcem Fiony, jedynej córki wśród jego piętnaściorga dzieci. Jeżeli Fee brakowało surowszych protestanckich obrzędów jakie pamiętała z dzieciństwa, to nigdy o tym nie mówiła. Tolerowała religijne przekonania Paddy’ego i chodziła z nim do kościoła, a także pilnowała, żeby jej dzieci wielbiły wyłącznie katolickiego Boga. Ponieważ jednak nie zmieniła wyznania, zabrakło w ich domu drobnych akcentów, takich jak modlitwa przed posiłkami, wieczorne pacierze, pobożność na co dzień. Jeśli nie liczyć tej jednej wyprawy do Wahine przed półtora rokiem, Meggie nie oddaliła się nigdy od domu dalej niż do stodoły i kuźni w kotlinie. W dniu, kiedy miała po raz pierwszy iść do szkoły, była tak podekscytowana, że po śniadaniu zwymiotowała i Fee musiała ją szybko zabrać do sypialni, umyć i przebrać. Ściągnęła z niej śliczny, nowy granatowy mundurek, z dużym białym marynarskim kołnierzem i zamiast niego założyła okropną brązową sukienkę, która zapinała się tak wysoko na małej szyi Meggie, że gruby materiał zawsze ją dusił. - Na litość boską, Meggie, kiedy znów poczujesz, że ci niedobrze, powiedz mi o tym! Nie siedź i nie czekaj, aż będzie za późno, a na mnie spadnie dodatkowe sprzątanie! Teraz będziecie się musieli pośpieszyć, bo jak przyjdziecie po dzwonku, siostra Agata na pewno sprawi ci lanie. Bądź grzeczna i słuchaj braci. Kiedy Fee wypchnęła wreszcie Meggie przez drzwi razem ze starym tornistrem, w którym były kanapki z dżemem na drugie śniadanie, Bob, Jack, Hughie i Stu podskakiwali koło bramy od frontu. - Chodź, Meggie, bo się spóźnimy! - krzyknął Bob, ruszając naprzód drogą. Meggie puściła się biegiem za oddalającymi się braćmi. Było nieco po siódmej, a łagodne poranne słońce świeciło już od kilku godzin; tylko w głębokim cieniu trawa nie obeschła jeszcze z rosy. Drogę do Wahine tworzyły STRONA 23wyciśnięte w glinianej ziemi koleiny, dwie czerwonobrunatne wstęgi rozdzielone szerokim pasmem jasnozielonej trawy. Po obu stronach traktu, gdzie porządne drewniane ogrodzenia okolicznych posiadłości broniły wstępu na teren prywatny, w wysokiej trawie kwitły obficie lilie i pomarańczowe nasturcje. Bob szedł zawsze do szkoły po płotach z prawej strony, balansując skórzanym tornistrem na głowie, zamiast zarzucić go na plecy. Płot po lewej stronie należał do Jacka, co pozostawiało środek drogi we władaniu trojga najmłodszych z rodzeństwa. Szli długo pod górę, od kotliny z kuźnią aż do miejsca, gdzie droga do posiadłości Robertsona łączyła się z drogą do Wahine, a tam, u szczytu stromego wzniesienia, zatrzymali się na chwilę zdyszani - pięć głów w rudych aureolach na tle pokrytego obłokami nieba. Najprzyjemniej schodziło się ze wzgórza. Żałując, że nie mają czasu, żeby przekraść się pod płotem pana Chapmana i sturlać się w dół, wzięli się za ręce i pogalopowali trawiastym poboczem niknącym w gęstwinie kwiatów. Dom Clearych dzieliła od Wahine odległość pięciu mil, nic więc dziwnego, że kiedy Meggie zobaczyła w oddali słupy telegraficzne, nogi, z których opadły skarpetki, drżały pod nią z wysiłku. Bob, wytężając słuch w oczekiwaniu na dzwonek wzywający do zbiórki, zerkał ze zniecierpliwieniem na Meggie, która z trudem szła naprzód podciągając majtki i od czasu do czasu rozpaczliwie chwytając powietrze otwartymi ustami. Wyzierająca spod puszystych włosów twarz była zaróżowiona, a zarazem dziwnie blada. Bob z westchnieniem podał swój tornister Jackowi i otarł ręce o spodnie. - Chodź, Meggie, poniosę cię dalej na barana - powiedział szorstko, obrzucając braci groźnym spojrzeniem, żeby przypadkiem nie pomyśleli, że zmiękło mu serce. Meggie wdrapała się na plecy, podciągnęła tak, żeby ująć go w pasie nogami, i z błogą ulgą wsparła głowę na jego chudym ramieniu. Teraz mogła wygodnie przyglądać się STRONA 24miasteczku. Nie było wiele do oglądania. Miasteczko Wahine, trochę większe od dużej wsi, ciągnęło się po obu stronach drogi utwardzonej pośrodku żużlem. Największy budynek, miejscowy hotel, wyrastał na wysokości pierwszego piętra, a przed nim ocieniał chodnik daszek wsparty na słupach ustawionych wzdłuż rynsztoka. Drugie miejsce pod względem wielkości zajmował wielobranżowy sklep, również z daszkiem; pod zawalonymi towarem oknami stały dwie długie ławy dla utrudzonych przechodniów. Przed siedzibą loży masońskiej wznosił się słup, a na jego szczycie łopotała na ostrym wietrze postrzępiona i wypłowiała flaga brytyjska. Jak dotąd miasteczko nie posiadało jeszcze stacji benzynowej ani warsztatu samochodowego, a to z powodu ograniczonej liczby bezkonnych powozów, ale w pobliżu loży masońskiej znajdowała się kuźnia, za nią zaś stodoła, gdzie przy siodle dla koni tkwiła wyniośle pompa do benzyny. Uwagę przykuwał dziwny, nieangielski budynek pomalowany na jasnoniebiesko; poza tym jednym wyjątkiem cała mieścina i kościół anglikański sąsiadowały ze sobą, usytuowane dokładnie naprzeciw kościoła katolickiego pod wezwaniem Serca Jezusowego i szkoły parafialnej. Kiedy rodzeństwo Clearych mijało w pośpiechu sklep, zadźwięczał dzwonek parafialny, a po nim potężniejszym głosem rozbrzmiał dzwon na słupie przed szkołą prywatną. Bob ruszył truchtem, a kiedy wbiegli na żwirowany dziedziniec, zebrane tam dzieci ustawiały się właśnie w szeregu przed niziutką siostrą dzierżącą w ręku długi giętki kij wystający jej ponad głowę. Wiedząc, co należy zrobić, Bob skierował młodsze rodzeństwo na bok, z dala od około pięćdziesięciorga dzieci, i stanął ze wzrokiem utkwionym w rózgę. Piętrowy klasztor Serca Jezusowego stał za płotem, odsunięty od drogi, dlatego nie rzucał się w oczy. Trzy szarytki mające tu swoją siedzibę mieszkały na piętrze wraz z czwartą zakonnicą, która prowadziła gospodarstwo i nigdy się nie pokazywała. Na parterze mieściły się trzy duże sale, w których odbywały się lekcje. Prostokątny budynek okalała szeroka, cienista weranda, gdzie w dżdżyste dni pozwalano dzieciom siedzieć grzecznie w czasie przerw, natomiast w czasie pogody zabraniano wstępu. Kilka rozrośniętych drzew STRONA 25figowych ocieniało część przyległego terenu, który za szkołą opadał łagodnie do okrągłego trawnika ochrzczonego dumnym mianem „boiska do krykieta”, zgodnie z głównym celem, jakiemu służył. Nie zwracając uwagi na tłumione chichoty ustawionych w szeregu dzieci, Bob i jego bracia stali jak wrośnięci w ziemię nawet wtedy, gdy uczniowie pomaszerowali do szkoły w takt marszu „Wiara ojców naszych”, wybębnionego przez siostrę Katarzynę na szkolnym pianinie. Dopiero kiedy ostatnie dziecko zniknęło za drzwiami, nieruchoma jak posąg siostra Agata poruszyła się; szurając habitem po żwirze, aż odskakiwał na boki, zamaszystym krokiem podeszła do czekających Clearych. Meggie, która nigdy jeszcze nie widziała zakonnicy, rozdziawiła usta. Widok był rzeczywiście niezwykły: trzy fragmenty ludzkiej postaci, czyli twarz i dłonie, nakrochmalony czepiec odcinający się jaskrawą bielą od kruczoczarnego habitu oraz gruby drewniany różaniec zwisający przy szerokim skórzanym pasie, który obejmował korpulentną postać. Siostra Agata miała stale zaczerwienioną cerę z powodu nadmiaru czystości oraz ucisku ostrych krawędzi czepca, który obramowywał przednią część głowy i oddzielał ją od reszty ciała tak, że trudno ją było nazwać twarzą. Na brodzie, bezlitośnie podwojonej przez gniotący czepiec, rosły kępki małych włosków. Zaciśnięte w kreskę usta świadczyły o trudzie, jakiego wymagało od niej wcielanie się w Oblubienicę Chrystusa w kolonialnej dziurze z pozamienianymi porami roku, od niej, która śluby zakonne składała ponad pięćdziesiąt lat temu w łagodnym klimacie opactwa Killarney. Dwa małe szkarłatne wgłębienia widniały po obu stronach nosa, tam gdzie wpijały się weń okrągłe okulary w stalowej oprawce, spoza których spoglądały bladoniebieskie oczy, zgorzkniałe i podejrzliwe. - No, Robercie Cleary, dlaczego się spóźniłeś? - spytała oschle siostra Agata głosem, w którym zatarł się irlandzki akcent. - Przepraszam, siostro - odparł Bob tępo, a jego zielononiebieskie oczy utkwione były cały czas w drżącym koniuszku kołyszącej się rózgi. {"type":"film","id":149708,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Ptaki+ciernistych+krzew%C3%B3w%3A+Stracone+lata-1996-149708/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Ptaki ciernistych krzewów: Stracone lata 2009-11-24 13:50:37 O czym to jest? Tzn czym różni się od zwykłych "Ptaków..." ? m_a_c_88 to jest o miłości która dopadła Maggie i księdza a Ptaki są raczej horrorem kashaa_opole Jemu/Jej nie chodziło o "Ptaki" Hitchcocka, tylko miniserial "Ptaki Ciernistych Krzewów" - , dlatego też napisał(a) "Ptaki...". :) ChemicalMurder a więc, czym to się różni? Gotowka SPOILER. Też mnie zastanawia czym to się różni, nie mogą to być dalsze losy po tym co się działo w serialu bo na końcu serialu dali do zrozumienia, że kardynał umarł... więc o co chodzi? Czy są to te stracone lata kiedy nie byli razem? To nie miałoby chyba wiele sensu... carolotta Może to po prostu remake, skrócona wersja serialu przerobiona w film... ChemicalMurder Ten serial można nazwać jednym wielkim niewypałem , z pierwszą częścią łączy go tylko tytuł , jest to zupełnie inna historia , nie mająca nic wspólnego z na początku lat 40 , w czasie gdy w Europie trwa wojna , przyjeżdża do Droghedy. Zaraz po nim zjawia się tam Luke , który nagle przypomina sobie o rodzinie i chce znowu wrócić do Meggy. Cieszy to bardzo Justine , która ucieka z domu aby zamieszkać z ojcem , jednak Luke'owi bardziej zależy na małym Dean'ie , którego dowiaduje się , że Dean jest jego synem ...jeśli komuś zapadła w pamięć część pierwsza serialu i czytał książkę to do oglądania tej wersji nie zachęcam ;p otma_x1917 Jezu, kto to zatwierdził do produkcji? Obejrzę z ciekawości, ale taka wariacja na temat "Ptaków" do mnie nie przemawia. Czytałam na anglojęzycznej stronie, że "nowemu stadu ptaków ciernistych krzewów powinno się podciąć skrzydła". otma_x1917 Brzmi niezbyt zachęcającą... ale pewnie i tak obejrzę, choćby po to, by później z czystym sercem móc krytykować ;) m_a_c_88 Obejrzałam. Nawet na podglądzie było mi ciężko to oglądać. Początek i Ralph ratujący uchodźców czy ktokolwiek to był bardzo mi się podobał, pokazało to te część Ralpha, którą zawsze lubiłam. No i Richard nawet starszy nadal hmm ciekawie wyglądający :)Potem to była jedna wielka masakra, jedno wielki nic... Jakby ktoś wyciągnął jakiś niedoszły scenariusz napisany na papierze toaletowym. Jeżeli ktoś chciał 'wydoić' jeszcze temat jakimi były "PCK" można to było zrobić jakoś inaczej, lepiej... nie po 13 latach i w ten sposób... jocisko Jednym słowem strata czasu? (chociaż to dwa słowa;)) A te w miarę możliwe momenty to do której minuty? Może przynajmniej je obejrzę ;) m_a_c_88 Po odcinkach to nie wiem :)Ale w pierwszym odcinku Ralph opiekuję się tymi uchodźcami. Poza tym (inne odcinki) Ralph i Maggie w jakiejś starej chacie i sceny erotyczne 13 lat później ciut bardziej odważne.:) (plus wiecznie młody Richard) W tej samej chacie Ralph wyznaje miłość Maggie i nawet chce zrezygnować z kapłaństwa. Jeżeli w momentach, gdy na ekranie pojawia się Maggie przykleić na monitor Rachel Ward nawet stanowi ciekawe uzupełnienie pierwszej części Ptaków. Ralph bijący się z Lukiem o Dane też ciekawy (podarta sutanna jakoś tak sexy wygląda). Niemniej jednak polecam emisje po paru piwach. Po emisji natomiast kuracje w postacie 3 maratonów pod rząd pierwszej części PCK. Uwaga nie wolno czytać książki po obejrzeniu tych Straconych lat (tak poza tym autorka nigdy nie widziała SL, nawet nie czytała scenariusza). otma_x1917 chryste. ChemicalMurder Dokładnie ChemicalMurder ;) (swoją drogą ciekawy nick) Dziękuję za wyręczenie w wytłumaczeniu- niby "Obserwuję" temat, a jakoś nie dostałam żadnego info, że ktoś odp. :/ Dziewczyna, ale to już pewnie wiesz ;) Program TV Stacje Magazyn serial obyczajowy Australia 1996 Akcja tej serii serialu rozpoczyna się w czasie II wojny światowej, kiedy Ralph i Meggie z wyboru przebywają na dwóch krańcach świata. Ralph de Bricassart (Richard Chamberlain) jest już kardynałem i mieszka w stolicy apostolskiej. Nocami przechodzi z Watykanu do Rzymu, by brać udział w walce konspiracyjnej przeciw hitlerowskim okupantom i pomagać uciekinierom. W tym czasie jego ukochana, Meggie Cleary O'Neil (Amanda Donohoe) dzielnie pomaga w prowadzeniu wielkiej farmy znajdującej się w głębi kontynentu australijskiego. Kobieta jest nieszczęśliwa w małżeństwie, ale stara się tego nie okazywać. Kevin James Dobson Maximilian Schell (kardynał Vittorio), Richard Chamberlain (Ralph de Bricassart), Michael Caton (Bill Masters), Amanda Donohoe (Meggie Cleary O'Neill), Julia Blake (Fee Cleary), Zach English (Dane O'Neill), Paul Bertram (Harry Gough), Olivia Burnette (Justine O'Neill), James Costas (Italian officer), Rob Doran (Blackshirt #2) Brak powtórek w najbliższym czasie Co myślisz o tym artykule? Skomentuj! Komentujcie na Facebooku i Twitterze. Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne, dlatego czekamy również na Wasze listy. Już wiele razy nas zainspirowały. Najciekawsze zamieścimy w serwisie. Znajdziecie je tutaj.

ptaki ciernistych krzewów stracone lata odc 1